ruda landrynka

Świat ma dzisiaj czkawkę. Czkają się ludzie, czekają ludzie, czają się jak psy. Wszystko na cze i czo. Cza-cza na czczo. A ona była tancerką niepodobną do tancerki. Kłamała, że umie tańczyć prosto w biodra. Ruszała się jak marynowana klucha, a ruchała kilka razy w roku, bo serce było jej obce, a staropanieństwo uderzało w łeb.
Ludzie zakochani w sobie często tracą zmysły. Tracą sny. Widzą tylko lustra, w których. Tańczą, wirują, poprawiają włosy. I taka właśnie była. Zakochana w sobie do bólu, bez granic, w swojej twarzy rudej jak wypłowiała marchewka, jak rozmazane landrynki po deszczu - ruda landrynka.
Oszczędzał te komplementy, kiedy na nią patrzył. Nie rozmawiali o niczym. W sam raz wykrojona sukienka. W sam raz założona szminka na usta. W sam raz dopierdoliła złośliwością, kiedy cisnęła w czyjeś oczy łzy.
Kto jest ofiarą, kto katem? Zastanawiam się cicho, stwarzając kolejnych bohaterów i jakieś nowe życie, i jakieś nowe książki. Albo z tych granic świata, z drżeń i powtórzeń
- myślę jeszcze.

___
Trzeba będzie zbadać poziomy cukru i miłości we krwi. Ugryźć się w język. Narysować spokój.

___
czasem przychodzę do ciebie
mocno się przeglądam
w twoich snach.

Komentarze