nawroty

Czytam. Z fusów odgaduję przyszłość. Ściany mają uszy i jeszcze oczy za duże o połowę. 
Powinno się widzieć mniej więcej. To, co w tobie i we mnie zmienne jak bilety tramwajowe 
na krańcówkę łóżka. Pojedziemy wcześniej do matki. twoja ma siwe włosy jak ty. Lubisz rzeźbić 
w moich urojeniach. Pod ręką trzymasz skalpel. 
Kawa już dawno straciła smak w ustach i gubię się jak echo
pod sercem. 

Wiesz. Zegary mają w sobie coś ze szczęścia. Mogą wybijać nam z głowy pożądanie. Rozstania 
zdają się być powrotem do sytuacji. Bez wyjścia - też się zdarzyć może. Wszystko.
Nie zatrzymuję czasu. Jeszcze. Idę do słońca. Szumi mną wiatr w zakamarkach chłodnej jesionki. Jesień.
Jaśmina coraz ciszej wygląda z okna. Rozbija usta o pierwszy pocałunek 
filiżanki

stygną. Przewody pokarmowe i rzeczy. Stają się zimne jak płaszcze bez naszych rąk. I płaczę czasami jeszcze za tobą. Tato. 

Zablokowałam. Na stałe. Ciebie. Tak jak neon zablokował kilka samochodów na ulicy. 
Srebrzy się i zapomina świat. 
Kolor zielony stracił nadzieję i przestał być tęsknotą. Pozostał rubinowy upór. Dłonie obierają dziś skórki przeszłe. Rozlega się zapach i smak pomarańczy. Czerwień milczy.

Jutro już nie będzie mnie na twoich policzkach
ani mojej ręki.

Komentarze