makdonaldy

Lubię te nasze makdonaldy. Pamiętam jak z Wilą szukałyśmy chaty. Nie, bo wtedy jeszcze z Iwą. Pisałam ją czasem przez "v". Ciebie. 
Przeczytasz mnie przecież dzisiaj Wilhelmie. Heh - dedykuję Ci więc ciepłą myśl. Spotkamy się tam jutro. 

Lubię te nasze makdonaldy. A w zasadzie najbardziej TO miejsce z widokiem na. Aldi, wieżowce, kawałek tramwaju, szyna światła, komin. Okna się błyszczą. Kawa jest puszysta z czekoladą (na którą mam czasem alergię). Z wami smakuje dobrze, dobro, dotykam. Lubię tę widokówkę. Ścieżkę rowerową i licznik. Parasole po drugiej stronie są jak inne miasto. Coś tam kiedyś sobie bzdurałyśmy. Inowrocław? Prawda?

I jeszcze Magda, Madzia, Medzik. (W tym miejscu pozdrawiam Lenkę.) Oglądamy wskazówki zegarów. Po tej pierwszej stronie. Tym razem z widokiem na wieżowce. 
Łódź. 

Lubię te nasze makdonaldy. Klimatyzację, od której marzną ręce. Ulicę Mokrą zasłoniętą światłami, na której nie mieszka Wilhelm, bo mieszka na Wrześniu. Jesień i lato lubię. Nasze trzy czwarte piętra. Kota.

Robimy zakupy w Aldiku. Szukamy spacerów. Spacery nas odnajdują. To było lato jeszcze. Z Avą, z Agą. Bo wszystko można zmienić (nawet literę w imieniu), jeżeli się chce. (Pozdrowienia dla Iry).

Uśmiecham się teraz do WAS serdecznie. Rozpamiętuję wiersze. Rozpisuję czas na autorski. Na jeszcze jedną książkę. I na kolejną kawę. Jutro. 

Komentarze