A płótno snu...

Zawsze tak będzie? Przecież ciagle jest inaczej. Zmienia się struktura materiału. Tylko usta zostają te same.
Ale ciagle tutaj jest ten szelest powietrza. Nagie oczy. I ciagle tutaj jesteś. I też nie mogę zapomnieć.

...
Niech cię przestanie denerwować ta ręka. Szklane domy i rozmazane wieżowce za oknem. One ciągle wierzą w Boga i w dobrych ludzi. Mają oczy. Mnożą się oczy, pachną na zmianę. Raz wata z cukru wypełnia przestrzenie klatek, innym razem smród bezdomego alkoholika. Ale przecież dusza pachnie. To tylko ubranie przylega do nieumytej skóry. Przylegaleria snu. Przyleganie okien do wieżowca. Oczu do okien. Okien do świata i do szyn. Obudziłam się bardzo rano. Babcia miała febrę. Znów wynosili pijanego sąsiada z klatki obok. Z pęknietą klatką sercowo-składową. Kurwa. Bo przecież nosił tam te wszystkie przepaście, piersiówki. Nosił. Biedny pijaczyna z klatki 3C. Szkoda mi chodnika, którym chodził do sklepu. Szkoda mi jego nagich stóp. Szkoda, że ten młody chłopak z samoobsługowego nigdy nie odnalazł się. Wyszedł i przepadł w kamień.
Szkoda mi tamtej dziewczyny, którą byłam.

...
Rdza śmierdzi.
Przychodzisz tutaj na kawę. Nagą bez cukru. Masz mokre usta i mokre oczy. Ja jestem tylko okiem, oknem wielkiego wieżowca. Nie widzisz jak poruszam ustami. Już zawsze tak będzie? Też nie mogę zapomnieć.

Komentarze